To był 6 grudnia 2019 roku, Mikołajki. Kolejny raz dzwoniłam do onkologa. Kilka wcześniejszych telefonów kończyło się tekstem: nie ma jeszcze opisu tomografii. Tym razem usłyszałam: jest! Zapadła cisza a ja w pierwszej chwili poczułam radość. Radość, że w końcu się dowiem! Tak doskonale pamiętam to uczucie, trwało ułamek sekundy, a chwilę później przyszła myśl, że wcale nie musi być ok. I to milczenie lekarza. W końcu słowa: coś się dzieje w kości krzyżowej, boli cię? Przyjedź do mnie na dyżur. Cześć...
Wtedy kolejny raz runął mój świat.
Okazało się, że jest przerzut. Lekarz skierował mnie do Gliwic. Był pierwszy PET, rezonans, radioterapia. W marcu kontrolne badania u onkologa i słowa: przyspieszaj PETa, markery windują w górę. I ból ramienia, który brałam za jakieś przewianie. Telefon do Gliwic, szybkie badania. Ból uniemożliwiający funkcjonowanie, przeraźliwy ból mieszający się ze strachem. I okazuje się, że jest przerzut w obojczyku i ta wiadomość sprawia, że przez 3 dni nie wychodzę z łóżka. Bo boli mnie całe bycie, oddychanie i to życie, które ktoś mi gwałtem zabiera. I znowu badania i radioterapia, po której nie boli. Boże, jak to cudownie, że nie boli, prawie w ogóle nie boli, a to co czuć, to tyle co nic w porównaniu do tego jak bolało. I chwila oddechu i znów czekanie. Pozorny spokój. Do kontroli za 3 miesiące. I nikt nie słucha, że nie mam siły. Nikt nie słucha, że czuję, że coś jest nie tak, że markery znowu rosną. Nikt nie słucha, że boli. Czekamy, pani Aneto, czekamy. Nie czuję zaskoczenia, kiedy odbieram telefon i słyszę: jest nowy przerzut w obojczyku i duża zmiana w kości krzyżowej. I znowu radioterapia obojczyka i rezonans kości miednicy. I duży guz, guz wychodzący z kości. Guz, którego nie można naświetlić. Guz, który łapczywie wżera się w moje ciało... Mam wrócić na chemioterapię.
I będą tłoczyć we mnie truciznę. Jad, który zabije komórki raka. Dadzą oręż w rękę i będę mogła się bronić, będę miała czym walczyć, będę miała wsparcie, nie będę sama.
Będę to wszystko miała, jak tylko mnie przyjmą. Będę to wszystko miała, jak tylko znajdzie się lekarz. Będę to miała, jak ktoś weźmie za mnie odpowiedzialność.
A na razie czekam i żałośnie płaczę. Chorowanie w dobie covidu jest straszne....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz