Wczoraj dowiedziałam się, że mój kolega z podstawówki umiera na raka. Umiera bo nowotwór jest w stanie bardzo zaawansowanym, rozsiał się po całym ciele.
Nie mogłam się pozbierać. Ma dwójkę małych dzieci, syn to skóra z niego zdjęta...
Nie myślę: boże, jaki młody. Myślałabym tak przed moją chorobą. Teraz myślę o tym co czują, o tym strachu. O tym co on może czuć.
Moja mama płacze. Płacze bo to dla niej nie jest czysta teoria. Płacze nad nimi i pewnie nad nami.
Nie ogarniam tego. Nikt nie powinien czegoś takiego przeżywać. Nikt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz