Pierwszy dzień za mną. Skutków ubocznych prawie zero.
Jest spokojny poranek. Tata wędzi już mięsa, młodzież jeszcze śpi, a córa ze mną na nogach od 7. Jestem już po pierwszym małym śniadaniu i drugim małym śniadaniu i wróciłam do łóżka - oglądamy z Dusią bajkę. Za oknem błękitne niebo, daleko na horyzoncie fioletowa smuga dymu/smogu - widać, że sezon grzewczy zaczyna się panoszyć w powietrzu...
A dziś... Dziś pogrzeję się w promieniach listopadowego słońca, posłucham gwaru rozmów, poczytam zaczętą książkę. Wypiję gorącą herbatę z goździkami i cukrem i będę z tego czerpać radość. Będę się cieszyć każda małą rzeczą - kawą, puzzlami z córą, szorstkim przytulasem od mojego nastolatka, przybitymi piątkami z bratankami, podmuchem wiatru. Czerwonym od zimna nosem, ciepłą rozmową z przyjacielem, czekoladowym zapachem świeżo upieczonych ciastek. Uśmiechem rodziców, spokojem dziadków. Będę łapać to co dobre, to co we mnie rośnie i co daje mi siłę.
To jest mój plan na dziś i jutro. A jutro jest zawsze...
To cudownie, że nie masz skutków ubocznych! Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńLeniwa, zwyczajna, normalna sobota- wypoczywaj!
Tulę!
Normalna - słowo klucz ❤️
Usuń