niedziela, 29 listopada 2020

29.11.2020

Dopadła mnie codzienność. Taka ze zniżką nastroju, z potrzebą płaczu, z toksycznym mężem/niemężem, trudnymi pytaniami dzieci, ze słabością, z żalem, z bólem.
W czwartek miałam spotkanie z psychologiem - to w ramach opieki hospicyjnej. Przyjechała młoda dziewczyna, z jasnymi i spokojnymi oczami. I może ja będę uczyć się jej a ona mnie ale czuję, że to jest potrzebne. Nie zamykam się na taką pomoc. Nie uważam, że wszystko wiem najlepiej i tylko moje radzenie sobie z chorobą jest prawidłowe... No i będę uskuteczniać "dni bez raka". Wczoraj nawet po ciężkiej przepychance z tatą dzieci, po straszeniu mnie policja, po obrażaniu i znęcaniu się psychicznym nade mną - potrafiłam odciąć ten nawał emocji i mieć "wieczór bez ch*ja". Więc się da. Z rakiem poradzę sobie równie dobrze.

3 dzień 2 cyklu chemii.

Zmiana lekow przeciwbólowych. Z bólem jak skurwysyn. Już opanowany.

Jest dobrze.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz